"Miłość, która przełamała świat" - Emily Henry│RECENZJA

Tytuł: Miłość, która przełamała świat
Tytuł oryginału: The Love That Split the World
Autor: Emily Henry
Wydawnictwo: YA!
Data wydania: 14 czerwca 2017
Ilość stron: 400

Natalie powoli zmierza ku końcowi swego dotychczasowego życia. Kończy szkołę i powoli przygotowuje się do wyjazdu na studia ze swojego rodzinnego miasteczka w Kentucky. Plany dziewczyny zmieniają się o sto osiemdziesiąt stopni po ponownych odwiedzinach tajemniczej staruszki, zwaną przez Natalie „Babcią”. Babcia przychodziła w nocy do Natalie od kiedy była dzieckiem, kobieta podczas tych krótkich spotkań opowiadała dziewczynce indiańskie opowieści. Jednak przez pewien czas Babcia przestała przychodzić, a gdy po latach powróciła, przekazuje dziewczynie wiadomość „Masz tylko trzy miesiące, aby go uratować” – tak brzmiało jedno z jej ostatnich zdań, a potem kobieta ponownie zniknęła.

Po nieoczekiwanej wizycie, zdezorientowana dziewczyna zaczyna dostrzegać, że coś jest nie tak. Budynki i ludzie znikają, a w ich miejsce pojawiają się inne budowle lub co dziwniejsze stada bizonów. Pewnego dnia, gdy ponownie wszystko wokół znika, zauważa chłopca. 
Kim on jest?
Dlaczego się pojawia, a wszystko inne wokół niej znika?

Muszę już na samym początku wspomnieć, że niestety ta książka mnie zawiodła.
Zaczynając tę powieść, nie miałam co do niej żadnych oczekiwań. Jednak po przeczytaniu pierwszych stu stron pomyślałam – kurcze, to będzie dobre. Niestety bardzo się myliłam.

Książka rozpoczyna się dokładnie w tym przełomowym dniu, kiedy do Natalie przychodzi Babcia. Fabuła się rozwija, coraz więcej wydarzeń zaczyna nas intrygować, a czytelnik wraz z główną bohaterką zadaje sobie coraz więcej pytań. Wszystko ładnie pięknie do momentu, gdy pojawia się Baeu, czyli chłopiec wspomniany przeze mnie w opisie. Nagle nasza główna bohaterka traci głowę dla chłopaka, którego prawie nie zna. I tak o to nasza droga Natalie, zamiast rozwikłać zagadkę, zajmuje się rozterkami miłosnymi i nie tylko. Wątek romantyczny naprawdę nie byłby zły, gdyby nie fakt, iż przez niego „wątek paranormalny” zszedł na drugi plan.

Autorka miała świetny i oryginalny pomysł, który źle wykorzystała. Wiele w tej książce było przekombinowane. Miałam wrażenie, że Emily Henry zmierzając ku końcowi swej powieści, wreszcie się ocknęła i pomyślała – Czas jakoś rozwiązać tę sprawę – i dopisała resztę. No i rzeczywiście rzekomo ją rozwiązała. Niestety było to tak chaotycznie wytłumaczone, że to i tak cud, że połowę zrozumiałam.
Miłość, która przełamała świat ma również masę błędów logicznych. Jednak mnie to nie dziwi, autorka tak kombinowała, że się o własne nogi potkneła.

A sama książka dłużyła mi się niesamowicie. O ile pierwsze strony przeczytałam bardzo szybko, to reszta zajęła mi ponad dwa tygodnie.

Znalazły się jednak też jakieś małe plusy. Jednym z nich jest styl autorki, który nie jest banalny. Ciekawe były również ostatnie 2 rozdziały, a zwłaszcza ostatni. By wam zbyt wiele nie zdradzić, powiem wam, że ostatni rozdział idealnie nawiązał do klimatu całej książki, a zwłaszcza do opowieści Babci.

Według mnie Miłość, która przełamała świat to niewykorzystany potencjał. Początek był naprawdę dobry, niestety na reszcie się zawiodłam. Pani Emily miała świetny pomysł na fabułę i całkiem dobre pióro, niestety myślę, że jeszcze nad wieloma rzeczami trzeba by było popracować.
Moja ocena: 2,5
★★,5

Za egzemplarz dziękuję bardzo wydawnictwu YA!

Czytaj dalej

"Lab Girl"- Hope Jahren│RECENZJA

Tytuł: Lab Girl
Tytuł oryginału: Lab Girl
Autor: Hope Jahren
Wydawnictwo: Kobiece
Data wydania: 8 listopad 2017
Liczba stron: 432

Hope Jahren już jako mała dziewczynka darzyła zamiłowaniem rośliny. Uwielbiała przebywać w laboratorium ojca oraz pomagać mamie przy pracy w ogrodzie, zamiast bawić się z rówieśnikami. Będąc już młodą dorosłą, Hope postanawia wkroczyć w świat nauki i botaniki, gdzie napotyka na przeszkody, ale i również na przyjaciela.

Hope w swojej książce nie przedstawia nam tylko własne przeżycia, ale i również ciekawostki związane ze światem roślin. Krótkie rozdziały poświęcone roślinom, momentami potrafią poruszyć czytelnika oraz go niesamowicie zaintrygować. Drzewo  nie pozostaje już tylko drzewem, lecz zaczyna stawać się czymś więcej – istotą, którą możemy darzyć uczuciami.

Nie spodziewałam się, że autorka będzie umieć pokazać nam świat roślin z jej punktu widzenia.  A jednak jej się to udało. Opowiada o roślinach czule i z fascynacją. Pokazała nam miłość, którą darzy swoją pracę, pasje, jak i zamiłowanie. Jest to pierwsza przeczytana przeze mnie autobiografia i stwierdziłam, że mam zamiar sięgać częściej po książki tego gatunku i chodzi mi tutaj o autobiografie, jak i o biografie.

Jahren nie opowiada tylko o roślinach i własnych przeżyciach, opowiada również o swoim przyjacielu – Billu. Towarzyszy jej on prawie przez całą książkę. Hope przedstawiła jego osobę bardzo pozytywnie, przez co po prostu nie da się go nie lubić.

Styl autorki jest bardzo przejrzysty i klarowny, bardzo go polubiłam. Przez książkę przewija się dużo naukowych wyrażeń zrozumiałych jak i trochę mniej. Jednak w większości przypadków nie mamy trudności ze zrozumieniem przekazu autorki. Każdy rozdział kończy się, można by rzec, podsumowaniem lub morałem i to właśnie w tych fragmentach najczęściej zaznaczałam cytaty :D

Lab girl to książka o roślinach i prawdziwej przyjaźni, która bardzo mnie zaskoczyła. Nie sądziłam, że aż tak ta pozycja mi się spodoba. Czy polecam? Zdecydowanie tak :)

★★★


Macie zamiar sięgnąć po Lab Girl?
A może znalazł się tu ktoś, kto miał szansę już ten tytuł przeczytać?


Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu :)
Czytaj dalej

"Człowiek, który widział więcej " - Eric-Emanuel Schmitt│RECENZJA

Tytuł: Człowiek, który widział więcej
Tytuł oryginału: L'Homme qui voyait à travers les visa ges
Autor: Eric-Emmanuel Schmitt
Wydawnictwo: Znak Literanova
Data wydania: 8 listopad 2017
Liczba stron: 368

Augustin nie ma łatwego życia. Będąc stażystą w miastowej redakcji, nie ma grosza przy sobie, gdyż jego pracodawca – Pegard nie wydaje mu należytego wynagrodzenia, przez co chłopak często musi borykać się z głodem, jak i mieszkać w opuszczonych budynkach. Gdy pewnego dnia zostaje wysłany „na ulice”, by zdobyć jakieś ciekawe informacje od mieszkańców do nowego artykułu, Augustin staje się świadkiem ataku terrorystycznego. Co ciekawe, na ramieniu zamachowca, chłopak zauważa pewną postać. Kto to – tego Augustin nie jest pewien.
Szczerze powiedziawszy, rzadko sięgam po taki gatunek literacki. Nie dlatego, że mi się on nie podoba tylko dlatego, że przeważnie wolę zagłębiać się w niesamowite fantastyczne światy niż w naszą szarą i ponurą rzeczywistość. Jednak co za dużo to nie zdrowo i czasami warto po „mądrzejszą” książkę sięgnąć. Poza tym Człowiek, który widział więcej zaintrygował mnie swoim opisem, jak i okładką, więc tym razem stwierdziłam – czemu by nie i sięgnęłam po tę powieść.

Książka już przy pierwszych stu stronach zaimponowała mi postaciami, stylem, oraz trudnymi tematami poruszanymi przez autora. Niestety do czasu.
W połowie książki zaczęło się pojawiać coraz więcej wątków, to mniejszych to większych. Miały ze sobą  wiele wspólnego jednak bardzo sztucznie się one przeplatały.
Autor poruszał daną kwestie i nagle, zostaje ona można by rzec zapomniana i zaczyna się kolejny wątek, gdy to znów po paru rozdziałach zostaje zapominany i wraca ten poprzedni i tak na okrąglo.
Momentami miałam również wrażenie, iż autor chce za pomocą 350 stron przekazać zbyt wiele. W książce przewijają się takie tematy jak: ataki terrorystyczne, wpływy mediów, poczucie niezrozumienia, bezdomność, religia, wiara w Boga, jak i sam Bóg, pisarstwo, życie poza śmiercią i wiele innych różnorodnych tematów. Jest to powieść filozoficzna więc nic dziwnego, że wiele takich kwestii jest poruszanych, jednak osobiście mam wrażenie, że na taką skromną ilość stron to zdecydowanie za wiele.

Jednak książka ta nie jest taka zła, gdyż znalazły się rzeczy, które spodobały mi się. Przykładowo niesamowicie polubiłam głównego bohatera – Augustina. Jest on wrażliwy i opanowany, nie zamartwia się i cieszy się tym, co ma. Często byłam w stanie zrozumieć Augustina, dzięki czemu bardzo się do niego przywiązałam.

I to zakończenie. Te ostatnie parę stron dały mi tak wiele do myślenia. Podczas ich czytania odczułam ukłucie niesprawiedliwości, zdałam sobie również sprawę z tego, jak często człowiek jest okrutny wobec siebie i innych, jak i z tego, że to ludzie sami podkładają sobie kłody pod nogi.

Więc polecam wam w końcu ten tytuł czy nie? Moja odpowiedź brzmi – nie mam pojęcia. Do tej książki mam strasznie mieszane odczucia, dlatego pozostawiam wam podjęcia decyzji sięgnięcia po tę powieść, jak i ocenienia jej.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Znak Liternova
Czytaj dalej