"Ostatnia aria Mozarta" - Matt Rees│RECENZJA

Tytuł: Ostatnia aria Mozarta
Tytuł oryginału: Mozart’s Last Aria
Autor: Matt Rees
Wydawnictwo: Kobiece
Data wydania: 18 sierpień 2017
Liczba stron: 368

Nannerl - siostra Mozarta, prowadzi proste jak i spokojne życie w małym miasteczku, gdzie wychowuje swoje dzieci wraz z mężem z dala od marzeń o karierze muzycznej. Gdy pewnego dnia dostaje list od bratowej z wiadomością o śmierci brata postanawia wyruszyć do Wiednia, by dowiedzieć się o przyczynach jego śmierci. Otóż jeszcze za życia, Wolfgang wyznał żonie, iż został otruty mieszanką trucizn zwaną aquą tofaną.
Kobieta przyglądając się uważnie dokumentom, przypadkiem natrafia na trop masońskiego spisku.
Odkrywając sekrety swojego zmarłego brata, Nannerl zadaję sobie pytanie, w co wplątał się Wolfgang? Kto stał za plecami jego śmierci?

Nannerl Mozart jak wcześniej wspomniałam prowadzi spokojne życie w małej miejscowości gdzie tam zajmuje się rodziną. Jej relacje z bratem w tamtym okresie praktycznie nie istnieją. Zostały one zniszczone przez testament ojca, który cały spadek przeznaczył córce. Gdy kobieta dowiaduje się o śmierci Wolfganga jest zdruzgotana. Strata, którą doświadczyła jest nieporównywalna, nie tylko nie miała możliwości pożegnania się z bratem, ale i pogodzenia się z nim. Dlatego, nie mogąc tego zaakceptować wyjeżdża do Wiednia, gdzie nie tylko odkrywa tajemnice Mozarta jak i jego śmierci, ale również przy tym godzi się z nim i odkrywa samą siebie. Powiem wam, że nawet polubiłam główną bohaterkę, jednak coś mi w niej zabrakło. Osobiście uważam, że momentami wydała mi się za sztywna, zbyt oziębła dla otoczenia.

Przyznam, że dzięki tej powieści zaczęłam patrzeć bardziej ludzko na Mozarta oraz jego bliskich. Nie będę ukrywać, że zawsze spostrzegałam go jako człowieka idealnego. Nadal jest dla mnie niesamowitą osobistością, jednak coś się zmieniło. Do tego wyobrażenie sobie go oraz jego siostrę jako małych dzieci wywołało u mnie poczucie wzruszenia, a może nawet i niejakiego zrozumienia.



"Lęk winien być strażnikiem duszy, który skłania ją do mądrości."

Autor, pisząc książkę użył pewnego rodzaju zabieg językowy, który miał nam dać możliwość wczucia się w powieść. Może i był to dobry pomysł, jednak mi podczas czytania niezbyt sprzyjał. Styl wydał mi się ciężki, a to sprawiło, że wolniej tę książkę czytałam. Jakby tego było mało, ogromna ilość postaci nie ułatwiała mi lektury. Czytając musiałam się dobrze zastanowić kto jest kim, albo musiałam sprawdzić to w spisie treści postaci na samym początku książki.

Znacznym plusem tej książki jest brak przewidywalności. Ani przez stronę nie domyśliłam się jak ona mniej więcej się zakończy, pff nie domyśliłam się nawet co stanie się w kolejnym rozdziale! Dlatego jeśli szukacie coś z kryminalnym wątkiem rozłożonym na tle historycznym oraz brakiem przewidywalności to książka ta jest dla was :)


Podsumowując, Ostatnia aria Mozarta to książka, która według mnie wymaga czasu, poświęcenia jak i skupienia, inaczej pozycja ta może wam się nie spodobać. Czytając tę powieść możemy zauważyć, iż autor bardzo się starał ją pisząc, wyszukując różnych informacji jak i ciekawostek, dlatego warto to docenić :) 
Moja ocena: 3,5/5

★★★,5


Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu kobiecemu :)


Czytaj dalej

"Tysiąc odłamków ciebie" - Claudia Gray│RECENZJA


Tytuł: Tysiąc odłamków ciebie
Tytuł oryginału: A Thousand Pieces of You
Autor: 
Claudia Gray (Amy Vincent pod pseudonimem )
Wydawnictwo: Jaguar
Data wydania: 10 maj 2017
Liczba stron: 366

Marguerite całe życie dorastała otoczona kochającymi ją ludźmi oraz teoriami naukowymi. Otóż jej rodzice to wybitni fizycy, którzy wynaleźli Firebirda - urządzenie pozwalające przemieszczać się między wymiarami. Gdy ojciec dziewczyny zostaje zamordowany przez jednego z najbliższych rodzinie asystentów - Paula Markova, dziewczyna poprzysięga odnaleźć mordercę i pomścić ojca. Wraz z jej przyjacielem -  Theo udają się w poszukiwania do innych wymiarów, gdzie jak się okazuje, nie wszystko jest takie proste jak wbrew pozorom się wydaję.

"Mówiłam szczerze, kiedy stwierdziłam, że nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia. Potrzeba było czasu, by naprawdę, głęboko się w kimś zakochać. A jednak wierzyłam w określony moment. Moment, w którym dostrzegasz w kimś przebłysk prawdy, a on dostrzega przebłysk prawdy w tobie. W tym momencie nie należysz już do siebie - nie do końca. Część ciebie zaczyna należeć do niego, część niego należy do ciebie. Potem nie możecie już tego cofnąć, jak bardzo byście tego pragnęli, jak bardzo próbowali."
Na pierwszych kartach powieści poznajemy Marguerite Caine, córkę znanych naukowców, oraz jej przyjaciela Theo. Znajdujemy się w momencie kiedy główna bohaterka zaczyna poszukiwać mordercę, czyli niejakiego Paula Markova. Zauważamy wtedy, że jest ona bardzo stanowcza, co do swoich zamiarów, a z czasem dostrzegamy, że jest również porywcza. Przyznam szczerze, że bardzo mnie irytowała, niektóre jej wybory były głupie, spontaniczne i nie przemyślane. Za to postacią, która skradła moje serce był Paul Markov, który zachwycił mnie swoim sprytem, szczerością oraz sposobem bycia.

O przeszłości bohaterki dowiadujemy się w często spotykanych retrospekcjach, które przechodziły bardzo płynnie. Nie czułam się zagubiona podczas, gdy autorka przeskakiwała z teraźniejszości do przeszłości. Szczerze powiedziawszy to było bardzo przyjemne, informacje napływały stopniowo, dzięki czemu łatwiej mi było pojąć działanie świata wykreowanego przez autorkę oraz przeszłość bohaterki wraz z jej odczuciami i poglądami.


„- Każda forma sztuki to inny sposób spoglądania na świat. Inna perspektywa, inne okno.”
Zarys fabuły jest bardzo ciekawy, osobiście teoria wymiarów wydała mi się czarująca. Spodobało mi się to, że co pięćdziesiąt lub sto stron przeskakiwaliśmy wraz z Marguerite do innej rzeczywistości. Każdy wymiar miał swoje plusy i minusy i to mi się w nich najbardziej podobało, iż pokazało to nam, że nie wszystko jest idealne.

Jednak mam parę uwag. Po pierwsze, książka momentami jest schematyczna jak i przewidywalna. Już przy pierwszych stu stronach domyśliłam się jak ona  się mniej więcej zakończy. To, co zapewne miało być dla mnie kontrowersyjne, nie wywarło na mnie najmniejszego wrażenia. To sprawiło, że przewijałam stronę za stroną i najczęściej pojawiającą mi się w głowie myślą było „wiedziałam”.


Myślę, że to jest właśnie granica dorosłości. Nie te wszystkie bzdury, jakie nam wmawiają - ukończenie liceum, utrata dziewictwa, własne mieszkanie czy co tam jeszcze. Przekraczasz granicę, kiedy po raz pierwszy zmieniasz się na zawsze. Przekraczasz ją, kiedy po raz pierwszy zrozumiesz, że nie ma powrotu do tego, co było.
Momentami niektóre zachowania postaci, wydawały mi się irracjonalne, otóż jeśli pojawiamy się w nieznanej nam rzeczywistości wymiarze, który działa na zupełnie innych zasadach niż nasz, czy nie powinniśmy być odrobinkę bardziej zdezorientowani i niepewni? Najwyraźniej według autorki nie, bo gdy tylko bohaterowie trafiają do nowego wymiaru przeszukują Internet lub bibliotekę i już są wszechwiedzący.

Do tego pierwsze sto stron są nudne jak flaki z olejem, książka okropnie mi się dłużyła, a Marguerite strasznie mnie irytowała, nie wspominając już o Theo. Na moje szczęście dalej było zdecydowanie lepiej, już co chwila nie sprawdzałam ile to mi zostało do zakończenia rozdziału lub co gorsza książki, za to z zaciekawieniem śledziłam dalsze losy bohaterów.


Wiem teraz, że żałoba jest jak osełka. Szlifuje całą twoją miłość, wszystkie szczęśliwe wspomnienia, I czyni z nich ostrza, które rozrywają Cię od środka.
Podsumowując, Tysiąc odłamków ciebie to powieść z potencjałem, pomimo jej niedoskonałości nie warto skreślać jej z listy choć momentami i ja miałam na to wielką ochotę. Sądzę, że jest to taka pozycja na odmóżdżenie, do której nie powinniśmy przykładać większej wagi. Przyznam, iż jestem bardo ciekawa kolejnych tomów, bo z okładek wnioskuję, że akcja będzie się rozgrywać w Paryżu i Nowym Jorku.
Moja ocena to 3,5/5
★★★,5
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Jaguar

Czytaj dalej

"Gus" - Kim Holden │RECENZJA

  Po mojej recenzji Promyczka, niektórzy z was mogą wiedzieć jak bardzo ta książka mi się spodobała. Świetni bohaterowie oraz lekki styl autorki to wszystko co można znaleźć w tej pozycji. Dzisiaj przychodzę do was z recenzją kontynuacji - Gus. Jednak jeśli nie czytaliście Promyczka zatrzymajcie się tutaj, i wróćcie tutaj gdy go nadobicie, by uniknąc spoilerów :)
Tytuł: Gus
Tytuł oryginału: Gus
Autor: Kim Holden
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 07 wrzesień 2016
Ilość Stron: 500

Gus po śmierci Promyczka, jego drugiej połówki jest przybity i załamany. Zaczyna tracić swoje poczucie humoru, charyzmę, radość, a nawet zamiłowanie do muzyki. Podczas swojej trasy koncertowej, chłopak zaczyna popadać w różne nałogi, które zapewniają mu tymczasową ulgę. Jednak gdy na jego drodze pojawia się Scout, dziewczyna bardzo skryta i niepewna siebie, próbuje ponownie odnaleźć swoje miejsce w życiu.


  "Ludzie nie wybierają tragedii. To tragedie wybierają ludzi."

Autorka jak poprzednio, świetnie się spisała. Uwielbiam jej styl i to jak dzięki niemu płynie się po książce. Pozycja ta zaczyna się dosyć smutnawo i melancholijnie, powoli jednak widzimy jak bohater zaczyna wracać do siebie. Po przeczytaniu Gus’a stwierdziłam również, że Kim Holden ma świetne poczucie humoru. Często pojawiały się momenty kiedy uśmiech nie schodził mi z twarzy. Potrafi ona grać uczuciami czytelnika, przez co jeszcze bardziej ją uwielbiam, bo czy nie tak powinna wyglądać dobrze napisana powieść?


W książce pojawiają się nowi bohaterowie, poznajemy nowe historie innych zupełnie nie znanych nam postaci. Część z nich nie miała łatwo w życiu, co powoduję, że książka nie skupia się tylko na Gus’ie. Scout oraz jej siostrzeniec Pax to tylko cześć postaci poszkodowanych przez życie. Gus, jak sam opis na okładce wskazuje, nie opowiada tylko o bólu po stracie, ale również o procesie uzdrawiania złamanego serca. Czytając tę książkę dzielimy emocje i uczucia wraz z bohaterami, dzięki czemu jeszcze lepiej jest nam ich zrozumieć oraz jeszcze łatwiej się do nich przywiązać.


"Masz tylko jedną szansę w tym cyrku zwanym życiem. Nie siedź na widowni, przyglądając się przedstawieniu. Wskakuj na arenę i bądź wielki. Własnie tam znajdziesz ogień"

To co podoba mi się najbardziej w tej pozycji, jest to, iż nic w tej książce nie jest przekoloryzowane, zresztą jeśli czytaliście Promyczka sami wiecie, iż książki Kim są niesamowicie prawdziwe.


Więc oto zbliżamy się do meritum tej jakże krótkiej recenzji, lecz książki takiego rodzaju naprawdę mieszają mi w głowie i często brakuję mi do nich słów. Jeśli Promyczek wam się podobał to koniecznie sięgnijcie po Gus’a, otóż kontynuacja ta, zdecydowanie pobija o głowę Promyczka.
Moja ocena: 4,5/5

★★★★,5
Czytaj dalej